niedziela, 26 czerwca 2016

Hardcore Henry (Hardcore) 2015 reż. Ilya Naishuller


   Ten film to prawdziwa ciekawostka. Pamiętacie jak mówiło się, że w nowym Mad Maxie fabuła w gruncie rzeczy nie gra roli, gdyż liczy się sam pościg i widowiskowe sceny akcji. No to tutaj zrobiono to samo, tyle że x10. Ważniejsze jest jednak, że cały film oglądamy z perspektywy głównego bohatera Henry'ego. Zaczyna się od tego, że budzi się w nieznanym miejscu i widzi kobietę, która przedstawia się jako jego żona i montuje go na stole operacyjnym. A montuje dlatego, że Henry jest cyborgiem. I tyle musi nam wystarczyć za wyjaśnienie, bo po chwili zaczyna się totalna rozwałka, która trwa niemal nieprzerwanie do końca filmu. Strzelaniny, pościgi, wybuchy, przerywane są jedynie na paręnaście, parędziesiąt sekund celem umożliwienia innemu bohaterowi (genialny jak zawsze w dziwnych rolach Sharlto Copley) wypowiedzenia paru kwestii posuwających akcję do przodu.

   Nie czytałem wcześniej o tym filmie, ale już po paru minutach oglądania ogarnąłem, że to w zasadzie taka przeniesiona na ekran gra komputerowa. Prócz widoku z perspektywy bohatera zachowano i inne charakterystyczne dla tego elementy, np. z biegiem akcji robi się coraz trudniej, a na końcu jest boss. Chylę czoła za pomysł, bo (jak później już doczytałem) to pierwszy taki myk w dziejach kina. I jako ciekawostkę z przyjemnością to obejrzałem, ale gdybym miał tak częściej to nie, dziękuję. Niestety tego rodzaju zdjęcia są niezwykle męczące dla wzroku i zachowania uwagi w ogóle. A trwająca przez półtorej godziny napierdzielanka zwyczajnie nudna.

   A! No i jeszcze jeden plusik. Rzecz wyreżyserowana jest przez Rosjanina i w sumie chyba dlatego rozgrywa się w Rosji, a konkretnie Moskwie, co jest naprawdę sporym urozmaiceniem, biorąc pod uwagę, że na ogół takie harce odstawiane są w USA. Sam zresztą reżyser Ilya Naishuller wcześniej popełnił już dzieło w stylu Hardcore Henry, ino że w krótkim metrażu:


1 komentarz: