środa, 27 kwietnia 2016

Powrót legendarnej pięści (Jing mo fung wan: Chen Zhen) 2010 reż. Wai-keung Lau

   Szukałem czegoś lekkiego i pewnie przeszedł bym obok Powrotu legendarnej pięści dalej, gdyby nie to, że odpaliłem fragment i zobaczyłem jakiegoś Azjatę napierdalającego hitlerowców. Kung Fury? - spytała żona, a ja na to że nieeee, no gdzie tam. Ale patrzę dalej w ekran, patrzę i myślę sobie, chyba jednak coś w tym stylu.


   I dzięki temu zdecydowałem się. Co prawda hitlerowcy okazali się zaraz jedynie niemieckimi żołnierzami z I wojny światowej, a cała ta draka jedynie europejskim epizodem, podczas gdy większa część filmu schodzi w Szanghaju w 1925 roku z chińsko-japońskimi napięciami politycznymi w tle.

   Nie oglądałem wcześniejszych odsłon Wściekłych pięści z Brucem Lee, ani Jackie Chanem, ale po Wejściu smoka, które widziałem, jakoś specjalnie nie żałuję. Stare kino kopane jest spoko, ale chyba dużo bardziej wolę te współczesne azjatyckie widowiska. A jest tu naprawę na co popatrzeć, bo o ile w amerykańskich czy europejskich filmach akcji możemy zobaczyć dobre sceny bijatyk, to tutaj mamy coś więcej. Walczący są szybsi, zwinniejsi, ich styl walki bardziej fantazyjny i chociaż czasami przeginają (latanie na linach niczym jakiś spider-man) to robi to piorunujące wrażenie.



   Niestety słabym punktem filmu jest fabuła. Sytuację polityczną, geopolityczną i społeczną przedstawiono nie wystarczająco klarownie, a jest ona niezwykle ważna dla zrozumienia całej historii. Ja jakoś to ogarnąłem, bo kiedyś czytałem co nieco na ten temat, ale żona której nigdy nie interesował konflikt japońsko-chiński z okresu międzywojennego nie dała rady i zupełnie jej się nie dziwię.

   Wątków kryminalnych i szpiegowskich tu nie brakuje. W powietrzu wisi wojna, Japonia rośnie w siłę z każdym dniem, Chiny są w rozsypce, a Zachód mimo danych Chińczykom obietnic ma wszystko w dupie. W takich warunkach japońscy agenci wręcz szaleją w Szanghaju, szczególnie że część miasta należy do nich będąc świetną bazą wypadową dla wszelkich akcji dywersyjnych. Chińska policja jak całe państwo jest w rozsypce, mając w spornych sprawach mniej do powiedzenia niż lokalny biznesmen. I w tym momencie pojawia się najbardziej odjechana część spektaklu czyli zamaskowany bohater - Zorro w chińskim wydaniu.


   Jeśli akurat nie macie nic do roboty i lubicie kino kopane to efektowne walki z jego udziałem są wystarczającym powodem, by obejrzeć Powrót legendarnej pięści. Niestety pozostałe elementy składowe nie powalają, ani intryga, ani postacie. Są na dostatecznym poziomie, ale nic więcej. Obrazek Szanghaju lat 20' to pewna zachęta, bo widać że twórcy starali się odtworzyć tamten świat, i nawet można przymknąć oko na słabe efekty komputerowe, czy pewne propagandowe zająknięcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz