środa, 15 czerwca 2016

Zjawa (The Revenant) 2015 reż. Alejandro González Iñárritu

   Akcja Zjawy rozgrywa się zbyt wcześnie (lata 20' XIX wieku), by film klasyfikował się jako western, ale siłą rzeczy wiele elementów jest wspólnych i dlatego ciekawość wzięła u mnie górę i obejrzałem. Dwukrotnie. Za pierwszym razem usnąłem gdzieś w jednej trzeciej i mimo kilku późniejszych ponownych podejść nie mogłem się już zebrać przez kolejne kilka miesięcy. No to co? Taki zły? Nie, skąd. Mamy tu piękne zdjęcia i dynamiczną pracę kamery w ruchu, do tego ogromną dbałość o szczegółowe odwzorowanie realiów epoki i niebanalną historię prawdziwego twardziela, któremu przyszło się mierzyć chyba z każdym niebezpieczeństwem czyhającym na człowieka na odludnych terytoriach Ameryki tamtych lat, a to już powinno zapewnić niesamowite wrażenia i wręcz przyssać do ekranu.

   No to czemu za pierwszym razem usnąłem? Ano, film jest rozwleczony wręcz niesamowicie. Głównie za sprawą pięknych widoków dzikiej przyrody, którymi zdecydował się nas raczyć pan Inarritu. I to miło z jego strony, bo plenery faktycznie urywają dupsko, tyle że na filmie przygodowym wolałbym by nie rozcieńczać akcji w ten sposób. Po skondensowaniu Zjawy do jakichś dwóch godzin, albo lepiej półtorej, wyszła by z tego prawdziwa bomba.


   Główny bohater Hugh Glass grany tu przez DiCaprio (widywałem już lepsze jego role, ale dobrze, że mu wreszcie tego Oscara dali) niemal na każdym kroku unika śmierci. Najpierw rzecz jasna z łap niedźwiedzia, potem kilkakrotnie z rąk ludzi, ale i przyroda nie pozostaje bierna dokładając co i rusz swoje trzy grosze. Momentami aż trudno uwierzyć, że ktoś mógł być tak twardym sukinkotem i dlatego obok jego wyczynów trudno przejść obojętnie.

   Zjawa jest określana jako film o zemście i faktycznie Glass pozostawiony na pewną śmierć przez towarzysza podróży Fitzgeralda (Tom Hardy), który ma na sumieniu i inne grzeszki, dąży do pomszczenia swoich krzywd, ale odczuć się to da raczej pod koniec filmu, podczas gdy jego trzonem pozostaje wątek survivalowy. Na pierwszy plan wychodzi zdobywanie pożywienia, opatrywanie ran i ciągłe uważanie, by nie spotkać Indian lub kręcącego się po okolicy tałatajstwa. Całkiem spoko, biorąc pod uwagę, że twórcy postarali się, by choćby przepłynięcie rzeki z lodowatą wodą w zimie wypadło przekonująco, a nie na zasadzie odhaczenia kolejnego efektownego punktu.


   I tak jak od paru lat panuje tendencja do pokazywania Dzikiego Zachodu bez upiększeń: surowym, biednym i brudnym, tak Inarritu wykonuje tę samą robotę, tyle że biorąc się za "przedwesternowy" okres. I ten świat jest jeszcze dzikszy, a ludzie żyją w jeszcze bardziej ekstremalnych warunkach niż czterdzieści lat później. Byłoby to świetne tło dla całej historii, niestety twórcy zdecydowali się wysunąć te obrazki mocno naprzód co jak już wspomniałem strasznie spowalnia i rozcieńcza akcję.

   Ja jednak wolałbym cieszyć oczy scenami walk w wydaniu Lubezkiego, gdzie kamera okrąża pędzących konno Indian. Przeskakuje z jednej postaci na drugą w momencie śmierci delikwenta, a wokół fruwają strzały. Coś niesamowitego, tak inne od ciągle głównie praktykowanych ujęć ze statyczna kamerą. Może innym razem.


4 komentarze:

  1. Się zgadzam, za długi nie jest to zła rola DiCaprio, ale miał lepsze role ;]
    Dla mnie zbędne były te jego wizje, jedna dwie rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak, te wizje, celowo nic o nich nie wspominam, bo i w czasie filmu mi one przeszkadzały i to też jeden z tych zbędnych elementów.
      Gdybyś jakiś fan kiedyś powycinał z tego filmu 1/3 zawartości to mogłaby powstać zajebista wersja.

      Usuń
  2. A ja to się czuję wyjątkowo źle, że go nie widziałam. Jestem ogromną fanką DiCaprio i widziałam wszystkie jego filmy. Zjawę chciałam obejrzeć zachęcona niesamowitym zwiastunem. Ale potem był cały szum nie tylko wokół filmu, ale i samego DiCaprio i jakoś mi się tak odechciało. I czytałam wiele opinii podobnych - że te krajobrazy zajmują dużą część filmu. Boję się rozczarowania. Obejrzeć obejrzę, ale nie wiem kiedy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedaczek przez większość czasu robi grymasy z bólu lub wodzi zagubionym wzrokiem po okolicy. Dobrze się w tym sprawił, ale wydaje mi się, że lepiej się chłopak nadaje do odgrywania barwnych i ciekawych postaci niż umęczonego wszystkim kolesia, który ostatkiem sił walczy o życie.

      Usuń