poniedziałek, 2 maja 2016

W nowym zwierciadle: Wakacje (Vacation) 2015 reż. John Francis Daley, Jonathan M. Goldstein

   Gdyby nie to, że W nowym zwierciadle: Wakacje są kontynuacją słynnej serii z Chevy Chasem z lat 80' i 90' to raczej bym tego tu nie recenzował, ba, nawet bym pewnie tego nie obejrzał. A jako że w dzieciństwie bardzo lubiłem te filmy (telewizja chętnie i często je emitowała) to sentyment pozostał, nie wiem czy podobałyby mi się teraz i chyba lepiej jeśli nie będę tego sprawdzał, bo istnieje ryzyko, że wykruszy mi się kolejne piękne wspomnienie z młodych lat.


   W przeciwieństwie do choćby nowego Mad Maxa, W nowym zwierciadle: Wakacje nie są nową odsłoną znanej już historii, a kontynuacją poprzednich. Rusty Griswold jest już dorosły i niestety tak jak ojciec stał się nieudacznikiem, a nawet gorzej. Prześladuje go pech, ludzie nie szanują, dzieci sprawiają problemy i tylko żona jest oparciem, choć walczy z rozczarowaniem szarą rzeczywistością, która ich otacza. Co w takiej sytuacji może zrobić syn słynnego Clarka? Ano postanawia powtórzyć piekielny wyjazd sprzed ponad trzydziestu lat, który zafundował mu ojciec, wierząc że jemu się uda. Jak się pewnie każdy domyśla nie udaje się.

   Problemy zaczynają się już na samym początku, Rusty wypożycza na wyjazd jakiegoś albańskiego rzęcha, który spala bak paliwa na godzinę, ma opcję wysadzania w powietrze szyb i ogólnie rzecz biorąc jest... rzęchem. Po drodze bohaterowie podobnie jak w poprzednich częściach napotykają problemy na każdym kroku, a jednocześnie zbliżają się do siebie i odnajdują pewne zalety koszmarnej wyprawy.


   W nowym zwierciadle: Wakacje to stary produkt w nowym opakowaniu i bardzo fajnie, bo pozwalają kolejnej generacji widzów poznać kultowych Griswoldów, aczkolwiek nie ma tu już uroku tych starszych odsłon. Gdyby nie to, że nawiązuje do starych W krzywym zwierciadle to powiedziałbym, że to kolejna tego typu hollywoodzka komedia, jak choćby ostatnio Millerowie. Ma momenty lepsze, ale przez większość czasu trzyma się raczej na przeciętnym poziomie. I tu się zastanawiam, czy nie trzeba było porzucić pewnych nawiązań do starych filmów i opowiedzieć zupełnie inną historię. Ed Helms grający Rusty'ego jak wspomniałem wrodził się w ojca i nie można go nazwać człowiekiem sukcesu, ale dodatkowo jest trochę głupkowaty i to głupkowaty w stylu niektórych postaci Bena Stillera, a nie właśnie Chevy Chase'a.

   Jeszcze jedną słabą stroną jest to, że twórcy poszli trochę na łatwiznę. Mamy tu sporo żartów z gównem, kutasami, przekleństwami i rzyganiem. Lubię taki ordynarny humor, ale biorąc się za kontynuację tak kultowej dla mnie serii spodziewałem się czegoś bardziej wyrafinowanego, bo szambo to mogę dostać teraz bez większego wysiłku w pierwszym lepszym filmie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz