piątek, 6 maja 2016

Powietrze prawie tak dobre, że miało szanse stać się świetnym filmem.

   Coś ostatnio sporo filmów sci-fi, których akcja rozgrywa się na niewielkiej powierzchni czy to w bunkrze, czy też statku kosmicznym, gdzie bohaterowie odcięci zostają od świata. Był kapitalny Moon z Rockwellem, całkiem w pytkę Pandorum z Quaidem i Fosterem, czy słabsze, ale ciągle mające potencjał Infini. Był i Marsjanin z Damonem, ale to inna klasa wagowa.

   Co się zaś tyczy Powietrza Christiana Cantamessa to filmwebowy jego opis brzmi:

Niedaleka przyszłość. Na Ziemi zaczyna brakować powietrza. Dwóch inżynierów ma za zadanie strzec społeczeństwa wprowadzonego w letarg.

A gówno. Na Ziemi nie zaczyna brakować powietrza, a zostaje ono zatrute. A dwóch inżynierów nie ma za zadania strzec społeczeństwa wprowadzonego w letarg, a jedynie paru naukowców, przechowywanych w komorach do czasu, aż będzie można znów żyć na powierzchni. Ci dwaj technicy budzą się raz na pół roku na dwie godziny, by zrobić przegląd techniczny całego systemu i znów kładą się spać. Podobnie jak załogi innych stacji.


   I tak zaczyna się film. Budzą się, robią przegląd, wymieniają się czarnym humorem (tu bardziej Bauer grany przez Normana Reedusa) i stają w obliczu awarii. Myk w tym, że na awarie ich nie stać, bo primo: mają ograniczony czas/powietrze, secundo: jeden z nich zaczyna świrować, a tertio: brakuje im części zamiennych. I tutaj klasyka gatunku, dwóch facetów wśród mrocznych korytarzy, niepewność co dzieje się poza stacją, konieczność decydowania o życiu innych i zaczynają się konflikty.

   Jako że chłopaki należą do zaradnych to możemy podziwiać jak rozwiązują kolejne problemy dzięki inteligencji i sprytowi. Oczywiście sielanka nie trwa długo, bo a to pożar wybuchnie, a to jeden z nich prawie się udusi i tak, powoli kurczą im się możliwości przeżycia, a co gorsza wzajemne zaufanie. Niezła gratka dla widzów, ale większość chyba w takich wypadkach oczekuje jakiegoś zaskakującego finału (właśnie jak we wspomnianych Moon czy Pandorum). Niestety nic z tych rzeczy, Powietrze dobiega w końcu do mety i to nawet nie tracąc po drodze ładu i składu, ale jest to jedynie zakończenie wyścigu, w którym jako widzowie braliśmy udział, bez fanfar i sztucznych ogni.

   I to jest największy mankament tego filmu, bo wszystko inne zatrybiło. W przeciwieństwie do Infini, które dodatkowo poległo na dialogach i grze aktorskiej (i którego szczerze powiedziawszy prawie już nie pamiętam), tutaj brakło jedynie puenty. Tak czy inaczej klimat mi się podobał, jeśli ktoś zna jakieś filmy w tym stylu (czy wspomnianych wyżej) to czekam na tytuły ;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz