sobota, 21 maja 2016

Outcast: Opętanie (2016) reż. Adam Wingard [serial]

   Seriali z zasady nie oglądam, bo szkoda mi na nie czasu, ale gdy dostałem info, że będę mógł obejrzeć pierwszy odcinek Outcast: Opętanie jeszcze przed premierą, która jest 4 czerwca to pomyślałem, a co tam, pewnie będzie fajnie i choć raz będę z czymś na czasie, zamiast nadrabiać po miesiącach/latach (Gra o tron ciągle na mnie czeka).

   Filmy o egzorcystach zasadniczo lubię, do dziś mam sentyment do Egzorcysty, a także bardzo lubię Rytuał z Hopkinsem. W Outcast: Opętanie schemat jest w dużej mierze podobny: opętany dzieciak, twardy duchowny i wszystkie te szmery bajery z lewitowaniem, nadludzką siłą czy zaglądaniem ludziom w umysły.

   Nowość to inne metody walki z demonem, jego przeciwnicy ciągle korzystają z Pisma Świętego, krzyża i wody święconej, ale dochodzą też pięści, bo partner pastora nie patyczkuje się z bestią, wkurzony zaczyna okładać opętanego dzieciaka na oślep. I to właśnie on jest najciekawszym elementem tej układanki i powiewem świeżości, bo to nie kleryk czy też młody ksiądz z powołaniem, ani żaden samozwańczy Van Helsing, a mimo to (wbrew sobie) jest wyjątkowy i niebezpieczny dla sił nieczystych. Kyle Barnes jest młodym facetem, który żyje z dala od ludzi, a w zasadzie wegetuje, bo nie chce mu się chodzić nawet po zakupy, więc żywi się wynajdowanymi w różnych zakamarkach domu resztkami. Nie sprząta, nie dba o higienę, nie przejmuje się brakiem wody i prądu. Jedynie myślami wraca od czasu do czasu do koszmarów ze swojej przeszłości. A w tej przeszłości można znaleźć całkiem sporo wskazówek na przyszłość.


   Myk w tym, że on już kiedyś zmierzył się z mrocznymi mocami i gdy po raz kolejny atakują one kogoś z okolicy, to pomoc Barnesa staje się niezbędna pastorowi. Tymczasem demon się nie patyczkuje, już pierwsza scena pokazuje nam roztrzęsionego chłopca, który rozbija głową robaka chodzącego po ścianie, zjada go, a potem zaczyna rozgryzać własny palec. Twórcy uczciwie dają nam do zrozumienia, że tutaj zabawa będzie na ostro.

   Charakterystyczne jest też miejsce, w którym rozgrywa się akcja Outcast: Opętanie, to niewielka amerykańska mieścina Rome (przypadek?), gdzie życie płynie powoli, a wieści rozchodzą się błyskawicznie. Gdy zaś dochodzi do opętania (nie pierwszego jak się okazuje) to pastor nie dzwoni po pomoc do swojego biskupa, ani nie śle wezwań o pomoc do katolickiej konkurencji, która zdawałoby się ma większe doświadczenie w tej robocie. O nie, wielebny Anderson samotnie rusza do walki, ale dopiero z Kylem u boku jest w stanie coś zdziałać.

   I tak, podsumowując, muszę przyznać, że całkiem mi się podobało. A skoro już zakosztowałem to kto wie, czy nie sięgnę po więcej. W końcu te seriale nie są takie złe ;)

   Za seans dziękuję stacji Fox, miło że o mnie pomyśleliście :D


6 komentarzy:

  1. O :)! A ja właśnie wczoraj zauważyłam, że coś takiego będzie. Dla mnie niby opętania też nie są jakieś... fascynujące, jeśli chodzi o ich realizacje na ekranie, ale serial mnie zainteresował. Jak tylko skończy się sesja to się zabiorę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jeszcze bardzo chciałbym nadrobić "The Walking Dead", a to też z tej samej stajni. Jeśli choć w połowie jest tak fajne to może warto.

      Usuń
    2. Chociaż ja Walking dead uwielbiam to nie powiedziałabym, że go polecam. Serial ma swoje gorsze i lepsze momenty, zresztą występujące bardzo nierównomiernie, powiedziałabym. Jedynie co mogę doradzić to ewentualnie nie przerywać po pierwszym sezonie. Zazwyczaj te pierwsze są dobre, tutaj odwrotnie.

      Usuń
    3. Jak oglądałem czasem fragmenty to wydawał mi się nieco tandetny i niedopracowany. Aczkolwiek ogólny zamysł nawet mi się podoba, o ile nie będzie za dużo obyczajowych pierdów kosztem, bo ja wiem... survivalowych momentów.

      Usuń
    4. Obyczajowych pierdów jest bardzo dużo, więc chyba jednak odradzam :) Ale mimo wszystko chyba musisz się sam przekonać.

      Usuń
    5. Ok, to jak z "Grą o tron", zbiorę się i spróbuję.

      Usuń